wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 1: Może to były tylko moje nienormalne urojenia ale jak dla mnie w tym momencie przepływało między nami tysiące iskierek, które sprawiały, że było mi jeszcze cieplej niż normalnie.

A zatem jestem z pierwszym rozdziałem! Zapraszam! :D



Budząc się w jeden z tych cieplejszych, słonecznych dni w środku lata i za razem wakacji pomimo chęci robienia wszystkiego co tylko bym zdołała nie chciało mi się podnosić z łóżka. Promienie słońca padały na moją twarz, delikatnie mnie rażąc, sprawiając, że tym bardziej nie miałam ochoty otwierać oczu. Jednak oprócz zmysłu wzroku, wszystkie pozostałe zmysły działały na jak zwykle wysokim poziomie. Mogłam usłyszeć, że jedna osoba chodzi po domu, druga zaś siada wygodnie na kanapie. Jedno z nich było na pewno Edwardem a drugie Bellą. Ale kim była osoba zbliżająca się do mojego okna? Edward z pewnością już wiedział kto to czytając myśli tej osoby, a że nie reagował, nie miałam się czego obawiać. Pewnie był to któryś z Cullenów i chciał zrobić coś głupiego. Mówiąc „któryś z Cullenów” mam na myśli Emmetta lub Alice. Tylko oni mają takie pomysły jak przychodzenie do kogoś z rana przez okno... Jednak w momencie, kiedy rozmyślałam o tym, kto się zakrada do mojego pokoju pojawiła się i nutka nadziei. Moje serce zabiło minimalnie szybciej pragnąc aby tą osobą nie była ani Alice ani Emmett ani nikt inny jak tylko mój mały wilkołak. W głębi duszy bardzo pragnęłam aby to on przyszedł z tym głupim pomysłem przychodzenia do mojego pokoju przez okno, które zawsze mam otwarte. Nie widziałam go już ponad tydzień, cały czas przebywał ze swoją watahą gdzieś daleko. Drewniane ramy lekko skrzypnęły kiedy ktoś wskakujący na pierwsze piętro złapał się za okno. Później było słychać lekkie otarcie się ubrania o ścianę a potem ciszę. Ktoś już wszedł. Nadzieja rosła w moim sercu w miarę upływu sekund. Ja dalej nie otwierałam oczu udając, że śpię. A co kombinował mój gość, dalej się nie ujawniając? Nie podobało mi się to, bo czułam jego wzrok na sobie a nie chciałam psuć tego, co ten ktoś zaplanował. Lubiłam głupie gierki, podchody i inne wygłupy. Ten ktoś niemal bezszelestnie podszedł do mojego łóżka ale... ani nie wylał na mnie kubła zimnej wody, ani nie zdarł ze mnie kołdry, ani nie krzyknął mi głośno do ucha czegoś idiotycznego. Nie. Ten ktoś dotknął jedynie ciepłymi opuszkami palców mojej twarzy i delikatnie pogłaskał.
To był on!
Bardzo chciałam już otworzyć oczy aby móc wreszcie zobaczyć swojego najlepszego przyjaciela ale uczucie do niego, które od zawsze we mnie drzemało nakazywało mi aby korzystać z jego dotyku jak najdłużej się tylko da. Patrzeć na niego mogę zawsze ale nigdy nie dotykał mnie tak pieszczotliwie. Chciałabym aby położył się koło mnie, przytulił mocno i zasnął razem ze mną. On jednak pocałował mnie delikatnie w czoło i odszedł. Słyszałam jeszcze tylko jak wyskoczył przez okno i to wszystko. Nie zobaczyłam go, nie zdążyłam. Uciekł tak szybko, za szybko jak dla mnie. Obróciłam się na drugi bok i spojrzałam na zegarek wreszcie otwierając oczy. Była 5:47. Nie dziwne, że myślał, że śpię. Co więcej, że jestem jeszcze w głębokim śnie, bo jak każdy wie, jestem okropnym śpiochem. Ale nie tym razem. Podniosłam się szybko z łóżka, podeszłam do szafy i szybko się ubrałam. Nie patrzyłam do końca co zakładam, było mi to bez różnicy. Przeczesałam szybko włosy i po pół minucie od jego wyjścia sama już też wyskakiwałam przez okno. Nie byłam głupia i naiwna. Nie biegłam za kimś, kto i tak kiedyś zakocha się w kimś innym, albo nawet się w kogoś wpoi. Biegłam za swoim najlepszym przyjacielem z zamiarem czerpania jak najwięcej z tego co mamy teraz. Więź jaka nas łączy jest od zawsze wyjątkowa. Od kiedy pamiętam Jackob jest przy mnie, wspiera mnie a ja staram się wspierać jego. Nie mamy przed sobą tajemnic i wiem, że mogę mu powiedzieć o wszystkim. Biegnąc za nim starałam się odłożyć na bok potrzebą głębszego uczucia, dogonić go i powalić na ziemię. Już dostrzegłam sylwetkę tego cudownego rudego wilka i po chwili łapałam go w kłębie by móc zatrzymać i przewrócić. Wiem, że zawsze on dawał mi siebie dogonić, normalnie bym tego nie zrobiła, ale i tak sprawiało mi to przyjemność. Turlając się przez chwilę między drzewami mocno się do niego przytulałam i śmiałam jak mała dziewczynka. Wylądowaliśmy wreszcie trochę zdyszani na sobie i spoglądając mu w oczy powiedziałam radośnie:
-Nareszcie wróciłeś! Ile można szwendać się z bandą wilków!?-Zaśmiałam się cicho a on udawał oburzonego. Był taki śmieszny jako wilkołak. Podniosłam się powoli tak samo jak i on. Bardzo już chciałam zobaczyć jego twarz i usłyszeć jego prawdziwy głos.-To co dzisiaj robimy?-Zapytałam podekscytowana. Przewrócił tylko oczami myśląc pewnie coś w stylu „halo! Jestem właśnie wilkołakiem! Nie umiem mówić!”. Zaśmiałam się tylko, on kiwnął łbem wskazując na swoje plecy i nie czekając ani sekundy usiadłam na nim. Jadąc na nim czułam to wspaniałe ciepło, które emitowało od niego każdego dnia i którego brakowało mi przez ostatni tydzień. Jechaliśmy w stronę plaży w La Push. Miałam ogromną nadzieję, że wszystkie inne wilkołaki są zajęte swoimi wilkołaczymi sprawami bo bardzo chciałam mieć Jackoba tylko i wyłącznie dla siebie. Dobiegliśmy na miejsce, ja poszłam w stronę morza a Jake wrócił do lasu przemienić się. Zawsze przed przemianą przywiązywał do swojej łapy krótkie spodenki więc już po chwili do mnie wracał bo nie musiał iść do domu po ubrania. Najpierw szedł wolnym krokiem, jednak po chwili zaczął biec. Chwilę przed tym jak mnie dogonił obróciłam się w jego stronę, on złapał mnie mocno w pasie i zaczął się ze mną kręcić. Co chwilę dawał mi tyle powodów do radości.
-Ness!-Krzyknął.-Też się tak stęskniłem!-Powiedział odstawiając mnie i odgarniając włosy z twarzy które były pewnie w sporym nieładzie.-Od kiedy to wstajesz tak wcześnie?
-Od kiedy to zakradasz się do mojego pokoju rankami?-Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-A więc nie spałaś jak przyszedłem.-Wywnioskował trochę jakby speszony.-Musiałem Cię zobaczyć, dopiero co wróciłem, nie byłem jeszcze nawet w domu.-Powiedział. Zrobiło mi się tak ciepło, że byłam pierwszą osoba o której pomyślał jak tylko wrócił. Przyjrzałam się jego twarzy. Był bardzo przystojny,tak jak zawsze ale dostrzegłam w niej też coś innego. Nie wiedziałam co to było...
-Możesz tak do mnie przychodzić każdego ranka.-Powiedziałam uśmiechając się szeroko i odwracając wzrok bo moje myśli zaczęły schodzić na niewłaściwy tor... Renesmee Cullen!-krzyknęłam do siebie w myślach. A o czym myślałam? A no o tym, że Jake mógłby przychodzić każdego ranka i budzić mnie swoim dotykiem, delikatnym głosem, pocałunkami... Koniec Renesmee! To nie czas ani miejsce na takie fantazje!
-I chcesz mi powiedzieć, że już zawsze będziesz się budzić o 6 rano?-Spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem. Już chciałam mu powiedzieć, że dla niego zawsze ale zrezygnowałam.
-No fakt, może być ciężko...-Powiedziałam zamiast tego.
-Oj Nessie, Nessie. I tak przyjdę jutro rano, zrobię Ci na złość i obudzę o 5.
-Trzeba było mi nie mówić, skoro chciałeś zrobić mi na złość, teraz już o tym wiem.
-A co to zmienia, że wiesz już teraz?-No tak, w sumie nic, albo i tak się wcześniej nie obudzę, a jeśli nastawię budzik to i tak będę zła, że muszę wstać rano... W odpowiedzi więc, przewróciłam tylko oczyma i westchnęłam.
-To powiedz lepiej, co robiłeś przez ten cały tydzień?-Zapytałam zmieniając temat. Jake spojrzał gdzieś daleko za mnie, jego twarz nie pokazywała żadnych emocji a do jego płuc dostała się duża dawka powietrza. Znów mogłam dostrzec w nim to coś, to co mi tak bardzo nie pasowało i czego nigdy wcześniej nie widziałam... to było.. zmęczenie. Był zmęczony, i to bardzo. Ale nie tak, że się po prostu nie wyspał. Wydawało się, jakby nie spał przez ten cały tydzień. Zmartwiło mnie to trochę, może coś się stało?-Jake? Wszystko w porządku?-zapytałam cicho. Spojrzał w końcu na mnie, wypuścił powietrze z płuc, przysunął się bliżej i mocno mnie przytulił.
-W sumie, to było nudno, ale cieszę się, że jestem już razem z tobą.-Nie powiem, trochę mnie zaskoczył, ale jak mogłam odmówić przytulenia do jego ciepłego, tak przyjemnego w dotyku ciała. Też go objęłam mocno i nie mówiłam już nic. Może to były tylko moje nienormalne urojenia ale jak dla mnie w tym momencie przepływało między nami tysiące iskierek, które sprawiały, że było mi jeszcze cieplej niż normalnie. Niestety nie mogło to trwać wiecznie ale i tak cieszyłam się jak dziecko z tych kilku sekund. Odsunął mnie delikatnie od siebie, uśmiechnął się zabójczo i krzyknął:
-Kto pierwszy do wody!-I już go nie było. Czy on serio chciał się ścigać? Pomimo, że było lato to woda i tak była zimna. No ale on biegł jak głupi wiedząc, że pod tą postacią bez problemu go dogonię. Po chwili ja stałam już po pas w wodzie, nie dając mu za wygraną i dołączając do tej głupiej zabawy przełamując niechęć do zimnej wody. Jake wbiegł do morza pokonując dzielnie fale ale nie zwalniał dobiegając do mnie. Był dalej w miarę rozpędzony i nim się obejrzałam złapał mnie w pasie i przewrócił, wciągając pod wodę. Najpierw złapał mnie paraliż, nie wiedziałam co się dzieje, ale szybko się rozglądnęłam i zobaczyłam Jackoba. Nadal mnie trzymał ale teraz już w talii obiema rękami. Byliśmy bardzo blisko siebie a panująca cisza dodawała tym sekundom odrobiny intymności. Może to znów moje urojenia ale czułam się jakbyśmy byli oboje w zupełnie innym świecie. Patrzyliśmy sobie bezmyślnie w oczy i nic więcej się nie liczyło. Tutaj byliśmy tylko ja i on. Nic ani nikt więcej. Odruchowo położyłam dłoń na jego policzku ale gdy tylko poraziło mnie jego ciepło wróciła moja świadomość. Szybko wynurzyłam się z wody łapiąc oddech. Sekundę po mnie wynurzył się Jake.
-Oszalałeś!? Woda jest lodowata!-Krzyknęłam na niego od razu zapobiegając niezręcznej ciszy.
-Powiedz, że nie było warto?-Owszem, było, tylko, że pewnie dla mnie w tych sekundach liczyło się co innego. Nie zabawa. Liczyły się dla mnie te sekundy, podczas których patrzyliśmy sobie w oczy w ten inny, wyjątkowy sposób. A przynajmniej tak mi się zdawało.
-Nawet jeśli było trochę zabawnie, to teraz jestem przemoczona i zmarznięta.-Powiedziałam, zakładając przed sobą ręce i nie dając mu za wygraną udałam obrażoną.
-Oj Ness, no weź, daj spokój.-Odpowiedział wyciągając rękę w moją stronę. Odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w stronę plaży. Nie zrobiłam trzeciego kroku i jego ciepłe ręce złapały mnie najpierw pod kolanami, potem na wysokości barków i po sekundzie byłam już w jego gorących ramionach.
-Pozwól zatem moja księżniczko, że raczę wynagrodzić Ci mój haniebny czyn i ogrzeję Cię swoim ciałem oraz dam ulgę Twoim nogom i zaniosę Cię na stały ląd.-Powiedział to wszystko jeszcze z takim idiotycznym akcentem, że nie mogłam się nie zaśmiać. Zawsze wiedział, jak poprawić mi humor. Był po prostu ideałem.
-Owszem, jakże haniebny był Twój czyn. Jednakże rozważę darowanie Ci kary skoro ofiarujesz tak wspaniałe udogodnienia.-Popatrzyłam na niego obejmując go w tym samym czasie za szyję. Jake uśmiechnął się do mnie, trochę jakby triumfalnie i brnął dalej przez morze. Ja mimo, że bardzo nie chciałam, zaczęłam się trząść w jego ramionach. Na prawdę przemarzłam. Wyszliśmy już z wody ale Jake nie zatrzymał się i mnie nie postawił. Przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął iść w stronę swojego domu.
-Już mnie możesz postawić. Dam radę iść.-Powiedziałam trochę zażenowana, choć tak na prawdę, mógłby mnie tak nieść choćby i na koniec świata.
-Oszalałaś? Na prawdę przemarzłaś, telepiesz się z zimna. Choć tak naprawię swój błąd.-Powiedział bardzo poważnie, jakby nie wiem co się stało.
-Przecież się tylko wygłupialiśmy.-Zaprotestowałam. Nie chciałam aby się obwiniał bo nie było o co.
-Ness. Nie dyskutuj. Jestem starszy.-Powiedział bez nuty humoru. Aż się zdziwiłam. Spojrzałam znów na niego. Ale po chwili nie mógł wytrzymać i uśmiechnął się do mnie promiennie. Po chwili byliśmy na miejscu. Weszliśmy do pustego domu. Jake zaniósł mnie prosto do swojego pokoju i posadził na łóżku.
-Zaraz zrobię Ci ciepłe kakao ale najpierw... emm.. daj mi może swoją bluzę i załóż moją koszulę?-Zapytał niepewnie na mnie patrząc.-Uśmiechnęłam się do niego kręcąc głową.
-Idź rób to kakao. Poradzę sobie.-Odpowiedziałam. Znałam jego pokój tak samo dobrze jak swój. Wiedziałam nawet co ma pod łóżkiem. Kiedy Jake zniknął w drzwiach podeszłam do szafy i wyciągnęłam jego sporą koszulkę. Zdjęłam bluzę i T-shirt oraz spodnie i założyłam ją. Była dość długa więc zasłaniała mi tyłek. No ale przecież Jake nie raz mnie już widział w stroju kąpielowym więc co to za różnica? Poszłam powiesić swoje przemoczone ubrania w łazience a potem poszłam sprawdzić jak radzi sobie Jake. Wilkołak spojrzał na mnie gdy tylko weszłam do kuchni. Speszył się bardzo, nie wiedział gdzie podziać wzrok. No bez przesady! Nie byłam naga! Nie mogłam się powstrzymać i cicho się zaśmiałam przewracając oczami. Nie zdążyłam podejść a Jake już się odwrócił z dwoma kubkami ciepłego kakao.
-Muszę przyznać, że ładnie Ci w tej koszulce.-Powiedział, wyszczerzając kły. Fakt, dobrze mi było w kolorze khaki, kontrastował z lekko rudymi włosami. Poszliśmy do salonu, Jake postawił kubki na stoliku, usiadł na kanapie a ja na fotelu. Ledwo usiadłam a znów się telepałam, nie zdążyłam się jeszcze zagrzać. Sięgnęłam po kubek z piciem i wzięłam kilka łyków. Jake popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem i powiedział:
-Wiesz...-Spojrzał na sufit mrugając oczami.-Tutaj masz 42 stopnie Celsjusza.-Znów spojrzał na mnie. Już miałam wstawać i iść do niego ale powiedział jeszcze żebym chwilę poczekała. Wrócił po kilku sekundach z milusim, brązowym kocykiem.-Choć.-Szepnął cicho i już byłam obok wtulając się w niego. Okrył mnie jeszcze kocem, ja podciągnęłam nogi pod siebie i mogłam nie wstawać.
-Stęskniłem się za tobą. Nawet nie wiesz jak bardzo.-Szepnął przytulając policzek do mojej głowy. Nawet nie wiem kiedy oczy zaczęły mi się zamykać.
-A ja w końcu mogłam od Ciebie odpocząć.-Odpowiedziałam cicho, drażniąc się z nim.
-Wcześniej mówiłaś co innego.-Znów szepnął, oburzony.
-Przecież dobrze wiesz, że tęskniłam jak głupia.-Wyznałam cichutko i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Nie otwierałam oczu, wsłuchiwałam się jedynie w usypiający rytm bicia jego serca. Jedną rękę położyłam na jego torsie i czułam jak miarowo unosi się jego klatka. Nie byłam jeszcze pewna ale Jake chyba zasnął. Nic dziwnego, był taki zmęczony, choć starał się nie dać po sobie nic znać. Ja sama powili tez zaczynałam zasypiać. Ten cały melancholijny nastrój działał na mnie tak kojąco, że nie dałam rady się dłużej powstrzymywać i zaczęłam drzemać. Nie zasnęłam, nadal byłam w pół świadoma tego co się dzieje ale też częściowo mój umysł odleciał do krainy Morfeusza. 


 _____________________________________________________________________
Rozdział trochę nudnawy ale to tak trochę, żebyście wiedzieli co i jak... w drugim za to już się trochę dzieje :D

Proszę o komentarze i zostawiajcie swoje adresy blogów!! :**
No i serio komentujcie bo to motywuje bardzo! A tak to traci się chęci. Jak wam się nie podoba to też skomentujcie! "Klawiatura nie gryzie!"-jak przeczytałam na jednym z blogów, niestety nie pamiętam na którym. :( 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz