A zatem jestem z pierwszym rozdziałem! Zapraszam! :D
Budząc
się w jeden z tych cieplejszych, słonecznych dni w środku lata i
za razem wakacji pomimo chęci robienia wszystkiego co tylko bym
zdołała nie chciało mi się podnosić z łóżka. Promienie słońca
padały na moją twarz, delikatnie mnie rażąc, sprawiając, że tym
bardziej nie miałam ochoty otwierać oczu. Jednak oprócz zmysłu
wzroku, wszystkie pozostałe zmysły działały na jak zwykle wysokim
poziomie. Mogłam usłyszeć, że jedna osoba chodzi po domu, druga
zaś siada wygodnie na kanapie. Jedno z nich było na pewno Edwardem
a drugie Bellą. Ale kim była osoba zbliżająca się do mojego
okna? Edward z pewnością już wiedział kto to czytając myśli tej
osoby, a że nie reagował, nie miałam się czego obawiać. Pewnie
był to któryś z Cullenów i chciał zrobić coś głupiego. Mówiąc
„któryś z Cullenów” mam na myśli Emmetta lub Alice. Tylko oni
mają takie pomysły jak przychodzenie do kogoś z rana przez okno...
Jednak w momencie, kiedy rozmyślałam o tym, kto się zakrada do
mojego pokoju pojawiła się i nutka nadziei. Moje serce zabiło
minimalnie szybciej pragnąc aby tą osobą nie była ani Alice ani
Emmett ani nikt inny jak tylko mój mały wilkołak. W głębi duszy
bardzo pragnęłam aby to on przyszedł z tym głupim pomysłem
przychodzenia do mojego pokoju przez okno, które zawsze mam otwarte.
Nie widziałam go już ponad tydzień, cały czas przebywał ze swoją
watahą gdzieś daleko. Drewniane ramy lekko skrzypnęły kiedy ktoś
wskakujący na pierwsze piętro złapał się za okno. Później było
słychać lekkie otarcie się ubrania o ścianę a potem ciszę. Ktoś
już wszedł. Nadzieja rosła w moim sercu w miarę upływu sekund.
Ja dalej nie otwierałam oczu udając, że śpię. A co kombinował
mój gość, dalej się nie ujawniając? Nie podobało mi się to, bo
czułam jego wzrok na sobie a nie chciałam psuć tego, co ten ktoś
zaplanował. Lubiłam głupie gierki, podchody i inne wygłupy. Ten
ktoś niemal bezszelestnie podszedł do mojego łóżka ale... ani
nie wylał na mnie kubła zimnej wody, ani nie zdarł ze mnie kołdry,
ani nie krzyknął mi głośno do ucha czegoś idiotycznego. Nie. Ten
ktoś dotknął jedynie ciepłymi opuszkami palców mojej twarzy i
delikatnie pogłaskał.
To był
on!
Bardzo
chciałam już otworzyć oczy aby móc wreszcie zobaczyć swojego
najlepszego przyjaciela ale uczucie do niego, które od zawsze we
mnie drzemało nakazywało mi aby korzystać z jego dotyku jak
najdłużej się tylko da. Patrzeć na niego mogę zawsze ale nigdy
nie dotykał mnie tak pieszczotliwie. Chciałabym aby położył się
koło mnie, przytulił mocno i zasnął razem ze mną. On jednak
pocałował mnie delikatnie w czoło i odszedł. Słyszałam jeszcze
tylko jak wyskoczył przez okno i to wszystko. Nie zobaczyłam go,
nie zdążyłam. Uciekł tak szybko, za szybko jak dla mnie.
Obróciłam się na drugi bok i spojrzałam na zegarek wreszcie
otwierając oczy. Była 5:47. Nie dziwne, że myślał, że śpię.
Co więcej, że jestem jeszcze w głębokim śnie, bo jak każdy wie,
jestem okropnym śpiochem. Ale nie tym razem. Podniosłam się szybko
z łóżka, podeszłam do szafy i szybko się ubrałam. Nie patrzyłam
do końca co zakładam, było mi to bez różnicy. Przeczesałam
szybko włosy i po pół minucie od jego wyjścia sama już też
wyskakiwałam przez okno. Nie byłam głupia i naiwna. Nie biegłam
za kimś, kto i tak kiedyś zakocha się w kimś innym, albo nawet
się w kogoś wpoi. Biegłam za swoim najlepszym przyjacielem z
zamiarem czerpania jak najwięcej z tego co mamy teraz. Więź jaka
nas łączy jest od zawsze wyjątkowa. Od kiedy pamiętam Jackob jest
przy mnie, wspiera mnie a ja staram się wspierać jego. Nie mamy
przed sobą tajemnic i wiem, że mogę mu powiedzieć o wszystkim.
Biegnąc za nim starałam się odłożyć na bok potrzebą głębszego
uczucia, dogonić go i powalić na ziemię. Już dostrzegłam
sylwetkę tego cudownego rudego wilka i po chwili łapałam go w
kłębie by móc zatrzymać i przewrócić. Wiem, że zawsze on dawał
mi siebie dogonić, normalnie bym tego nie zrobiła, ale i tak
sprawiało mi to przyjemność. Turlając się przez chwilę między
drzewami mocno się do niego przytulałam i śmiałam jak mała
dziewczynka. Wylądowaliśmy wreszcie trochę zdyszani na sobie i
spoglądając mu w oczy powiedziałam radośnie:
-Nareszcie
wróciłeś! Ile można szwendać się z bandą wilków!?-Zaśmiałam
się cicho a on udawał oburzonego. Był taki śmieszny jako
wilkołak. Podniosłam się powoli tak samo jak i on. Bardzo już
chciałam zobaczyć jego twarz i usłyszeć jego prawdziwy głos.-To
co dzisiaj robimy?-Zapytałam podekscytowana. Przewrócił tylko
oczami myśląc pewnie coś w stylu „halo! Jestem właśnie
wilkołakiem! Nie umiem mówić!”. Zaśmiałam się tylko, on
kiwnął łbem wskazując na swoje plecy i nie czekając ani sekundy
usiadłam na nim. Jadąc na nim czułam to wspaniałe ciepło, które
emitowało od niego każdego dnia i którego brakowało mi przez
ostatni tydzień. Jechaliśmy w stronę plaży w La Push. Miałam
ogromną nadzieję, że wszystkie inne wilkołaki są zajęte swoimi
wilkołaczymi sprawami bo bardzo chciałam mieć Jackoba tylko i
wyłącznie dla siebie. Dobiegliśmy na miejsce, ja poszłam w stronę
morza a Jake wrócił do lasu przemienić się. Zawsze przed
przemianą przywiązywał do swojej łapy krótkie spodenki więc już
po chwili do mnie wracał bo nie musiał iść do domu po ubrania.
Najpierw szedł wolnym krokiem, jednak po chwili zaczął biec.
Chwilę przed tym jak mnie dogonił obróciłam się w jego stronę,
on złapał mnie mocno w pasie i zaczął się ze mną kręcić. Co
chwilę dawał mi tyle powodów do radości.
-Ness!-Krzyknął.-Też
się tak stęskniłem!-Powiedział odstawiając mnie i odgarniając
włosy z twarzy które były pewnie w sporym nieładzie.-Od kiedy to
wstajesz tak wcześnie?
-Od
kiedy to zakradasz się do mojego pokoju rankami?-Odpowiedziałam
pytaniem na pytanie.
-A
więc nie spałaś jak przyszedłem.-Wywnioskował trochę jakby
speszony.-Musiałem Cię zobaczyć, dopiero co wróciłem, nie byłem
jeszcze nawet w domu.-Powiedział. Zrobiło mi się tak ciepło, że
byłam pierwszą osoba o której pomyślał jak tylko wrócił.
Przyjrzałam się jego twarzy. Był bardzo przystojny,tak jak zawsze
ale dostrzegłam w niej też coś innego. Nie wiedziałam co to
było...
-Możesz
tak do mnie przychodzić każdego ranka.-Powiedziałam uśmiechając
się szeroko i odwracając wzrok bo moje myśli zaczęły schodzić
na niewłaściwy tor... Renesmee Cullen!-krzyknęłam do siebie w
myślach. A o czym myślałam? A no o tym, że Jake mógłby
przychodzić każdego ranka i budzić mnie swoim dotykiem, delikatnym
głosem, pocałunkami... Koniec Renesmee! To nie czas ani miejsce na
takie fantazje!
-I
chcesz mi powiedzieć, że już zawsze będziesz się budzić o 6
rano?-Spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem. Już chciałam mu
powiedzieć, że dla niego zawsze ale zrezygnowałam.
-No
fakt, może być ciężko...-Powiedziałam zamiast tego.
-Oj
Nessie, Nessie. I tak przyjdę jutro rano, zrobię Ci na złość i
obudzę o 5.
-Trzeba
było mi nie mówić, skoro chciałeś zrobić mi na złość, teraz
już o tym wiem.
-A co
to zmienia, że wiesz już teraz?-No tak, w sumie nic, albo i tak się
wcześniej nie obudzę, a jeśli nastawię budzik to i tak będę
zła, że muszę wstać rano... W odpowiedzi więc, przewróciłam
tylko oczyma i westchnęłam.
-To
powiedz lepiej, co robiłeś przez ten cały tydzień?-Zapytałam
zmieniając temat. Jake spojrzał gdzieś daleko za mnie, jego twarz
nie pokazywała żadnych emocji a do jego płuc dostała się duża
dawka powietrza. Znów mogłam dostrzec w nim to coś, to co mi tak
bardzo nie pasowało i czego nigdy wcześniej nie widziałam... to
było.. zmęczenie. Był zmęczony, i to bardzo. Ale nie tak, że się
po prostu nie wyspał. Wydawało się, jakby nie spał przez ten cały
tydzień. Zmartwiło mnie to trochę, może coś się stało?-Jake?
Wszystko w porządku?-zapytałam cicho. Spojrzał w końcu na mnie,
wypuścił powietrze z płuc, przysunął się bliżej i mocno mnie
przytulił.
-W
sumie, to było nudno, ale cieszę się, że jestem już razem z
tobą.-Nie powiem, trochę mnie zaskoczył, ale jak mogłam odmówić
przytulenia do jego ciepłego, tak przyjemnego w dotyku ciała. Też
go objęłam mocno i nie mówiłam już nic. Może to były tylko
moje nienormalne urojenia ale jak dla mnie w tym momencie przepływało
między nami tysiące iskierek, które sprawiały, że było mi
jeszcze cieplej niż normalnie. Niestety nie mogło to trwać
wiecznie ale i tak cieszyłam się jak dziecko z tych kilku sekund.
Odsunął mnie delikatnie od siebie, uśmiechnął się zabójczo i
krzyknął:
-Kto
pierwszy do wody!-I już go nie było. Czy on serio chciał się
ścigać? Pomimo, że było lato to woda i tak była zimna. No ale on
biegł jak głupi wiedząc, że pod tą postacią bez problemu go
dogonię. Po chwili ja stałam już po pas w wodzie, nie dając mu za
wygraną i dołączając do tej głupiej zabawy przełamując niechęć
do zimnej wody. Jake wbiegł do morza pokonując dzielnie fale ale
nie zwalniał dobiegając do mnie. Był dalej w miarę rozpędzony i
nim się obejrzałam złapał mnie w pasie i przewrócił, wciągając
pod wodę. Najpierw złapał mnie paraliż, nie wiedziałam co się
dzieje, ale szybko się rozglądnęłam i zobaczyłam Jackoba. Nadal
mnie trzymał ale teraz już w talii obiema rękami. Byliśmy bardzo
blisko siebie a panująca cisza dodawała tym sekundom odrobiny
intymności. Może to znów moje urojenia ale czułam się jakbyśmy
byli oboje w zupełnie innym świecie. Patrzyliśmy sobie bezmyślnie
w oczy i nic więcej się nie liczyło. Tutaj byliśmy tylko ja i on.
Nic ani nikt więcej. Odruchowo położyłam dłoń na jego policzku
ale gdy tylko poraziło mnie jego ciepło wróciła moja świadomość.
Szybko wynurzyłam się z wody łapiąc oddech. Sekundę po mnie
wynurzył się Jake.
-Oszalałeś!?
Woda jest lodowata!-Krzyknęłam na niego od razu zapobiegając
niezręcznej ciszy.
-Powiedz,
że nie było warto?-Owszem, było, tylko, że pewnie dla mnie w tych
sekundach liczyło się co innego. Nie zabawa. Liczyły się dla mnie
te sekundy, podczas których patrzyliśmy sobie w oczy w ten inny,
wyjątkowy sposób. A przynajmniej tak mi się zdawało.
-Nawet
jeśli było trochę zabawnie, to teraz jestem przemoczona i
zmarznięta.-Powiedziałam, zakładając przed sobą ręce i nie
dając mu za wygraną udałam obrażoną.
-Oj
Ness, no weź, daj spokój.-Odpowiedział wyciągając rękę w moją
stronę. Odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w stronę
plaży. Nie zrobiłam trzeciego kroku i jego ciepłe ręce złapały
mnie najpierw pod kolanami, potem na wysokości barków i po
sekundzie byłam już w jego gorących ramionach.
-Pozwól
zatem moja księżniczko, że raczę wynagrodzić Ci mój haniebny
czyn i ogrzeję Cię swoim ciałem oraz dam ulgę Twoim nogom i
zaniosę Cię na stały ląd.-Powiedział to wszystko jeszcze z takim
idiotycznym akcentem, że nie mogłam się nie zaśmiać. Zawsze
wiedział, jak poprawić mi humor. Był po prostu ideałem.
-Owszem,
jakże haniebny był Twój czyn. Jednakże rozważę darowanie Ci
kary skoro ofiarujesz tak wspaniałe udogodnienia.-Popatrzyłam na
niego obejmując go w tym samym czasie za szyję. Jake uśmiechnął
się do mnie, trochę jakby triumfalnie i brnął dalej przez morze.
Ja mimo, że bardzo nie chciałam, zaczęłam się trząść w jego
ramionach. Na prawdę przemarzłam. Wyszliśmy już z wody ale Jake
nie zatrzymał się i mnie nie postawił. Przytulił mnie mocniej do
siebie i zaczął iść w stronę swojego domu.
-Już
mnie możesz postawić. Dam radę iść.-Powiedziałam trochę
zażenowana, choć tak na prawdę, mógłby mnie tak nieść choćby
i na koniec świata.
-Oszalałaś?
Na prawdę przemarzłaś, telepiesz się z zimna. Choć tak naprawię
swój błąd.-Powiedział bardzo poważnie, jakby nie wiem co się
stało.
-Przecież
się tylko wygłupialiśmy.-Zaprotestowałam. Nie chciałam aby się
obwiniał bo nie było o co.
-Ness.
Nie dyskutuj. Jestem starszy.-Powiedział bez nuty humoru. Aż się
zdziwiłam. Spojrzałam znów na niego. Ale po chwili nie mógł
wytrzymać i uśmiechnął się do mnie promiennie. Po chwili byliśmy
na miejscu. Weszliśmy do pustego domu. Jake zaniósł mnie prosto do
swojego pokoju i posadził na łóżku.
-Zaraz
zrobię Ci ciepłe kakao ale najpierw... emm.. daj mi może swoją
bluzę i załóż moją koszulę?-Zapytał niepewnie na mnie
patrząc.-Uśmiechnęłam się do niego kręcąc głową.
-Idź
rób to kakao. Poradzę sobie.-Odpowiedziałam. Znałam jego pokój
tak samo dobrze jak swój. Wiedziałam nawet co ma pod łóżkiem.
Kiedy Jake zniknął w drzwiach podeszłam do szafy i wyciągnęłam
jego sporą koszulkę. Zdjęłam bluzę i T-shirt oraz spodnie i
założyłam ją. Była dość długa więc zasłaniała mi tyłek.
No ale przecież Jake nie raz mnie już widział w stroju kąpielowym
więc co to za różnica? Poszłam powiesić swoje przemoczone
ubrania w łazience a potem poszłam sprawdzić jak radzi sobie Jake.
Wilkołak spojrzał na mnie gdy tylko weszłam do kuchni. Speszył
się bardzo, nie wiedział gdzie podziać wzrok. No bez przesady! Nie
byłam naga! Nie mogłam się powstrzymać i cicho się zaśmiałam
przewracając oczami. Nie zdążyłam podejść a Jake już się
odwrócił z dwoma kubkami ciepłego kakao.
-Muszę
przyznać, że ładnie Ci w tej koszulce.-Powiedział, wyszczerzając
kły. Fakt, dobrze mi było w kolorze khaki, kontrastował z lekko
rudymi włosami. Poszliśmy do salonu, Jake postawił kubki na
stoliku, usiadł na kanapie a ja na fotelu. Ledwo usiadłam a znów
się telepałam, nie zdążyłam się jeszcze zagrzać. Sięgnęłam
po kubek z piciem i wzięłam kilka łyków. Jake popatrzył na mnie
przenikliwym wzrokiem i powiedział:
-Wiesz...-Spojrzał
na sufit mrugając oczami.-Tutaj masz 42 stopnie Celsjusza.-Znów
spojrzał na mnie. Już miałam wstawać i iść do niego ale
powiedział jeszcze żebym chwilę poczekała. Wrócił po kilku
sekundach z milusim, brązowym kocykiem.-Choć.-Szepnął cicho i już
byłam obok wtulając się w niego. Okrył mnie jeszcze kocem, ja
podciągnęłam nogi pod siebie i mogłam nie wstawać.
-Stęskniłem
się za tobą. Nawet nie wiesz jak bardzo.-Szepnął przytulając
policzek do mojej głowy. Nawet nie wiem kiedy oczy zaczęły mi się
zamykać.
-A ja
w końcu mogłam od Ciebie odpocząć.-Odpowiedziałam cicho,
drażniąc się z nim.
-Wcześniej
mówiłaś co innego.-Znów szepnął, oburzony.
-Przecież
dobrze wiesz, że tęskniłam jak głupia.-Wyznałam cichutko i
wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Nie otwierałam oczu,
wsłuchiwałam się jedynie w usypiający rytm bicia jego serca.
Jedną rękę położyłam na jego torsie i czułam jak miarowo unosi
się jego klatka. Nie byłam jeszcze pewna ale Jake chyba zasnął.
Nic dziwnego, był taki zmęczony, choć starał się nie dać po
sobie nic znać. Ja sama powili tez zaczynałam zasypiać. Ten cały
melancholijny nastrój działał na mnie tak kojąco, że nie dałam
rady się dłużej powstrzymywać i zaczęłam drzemać. Nie
zasnęłam, nadal byłam w pół świadoma tego co się dzieje ale
też częściowo mój umysł odleciał do krainy Morfeusza.
_____________________________________________________________________
Rozdział trochę nudnawy ale to tak trochę, żebyście wiedzieli co i jak... w drugim za to już się trochę dzieje :D
Proszę o komentarze i zostawiajcie swoje adresy blogów!! :**
No i serio komentujcie bo to motywuje bardzo! A tak to traci się chęci. Jak wam się nie podoba to też skomentujcie! "Klawiatura nie gryzie!"-jak przeczytałam na jednym z blogów, niestety nie pamiętam na którym. :(